Ponad dwie godziny 9 zastępów straży pożarnej gasiło w piątek płonący blok przy ul. Marusarzówny 3 na gdańskiej Morenie.
Trzy osoby zostały ranne, w tym strażak biorący udział w akcji ratunkowej. Ich życiu i zdrowiu na szczęście nie zagraża niebezpieczeństwo. Mieszkanie, w którym pożar wybuchł, całkowicie się wypaliło. Dziewięcioosobowa rodzina straciła cały dobytek. Lokatorzy wielu mieszkań drugi dzień świąt musieli spędzić, sprzątając i wietrząc pokoje.
Ze wstępnych ustaleń policji wynika, że ogień mogło zaprószyć dziecko bawiące się zimnymi ogniami. Okoliczności pożaru wyjaśni jednak dochodzenie. Strażacy skarżyli się na kłopoty z dojazdem do bloku. Przez kilka minut próbowali sforsować murki i schodki wokół bloku. Drabinę strażacką pod budynek dopchali gapie. Czarna seria pożarów zaczęła się już w przedświąteczny czwartek. W pożarze mieszkania przy al. Zwycięstwa w Gdańsku zginął mężczyzna. W pierwszy dzień świąt zginął lokator domu w Oliwie. W piątek w płonącym domu życie stracił mieszkaniec Starogardu.
Wyszedłem o godzinie 9 do kościoła, gdy wróciłem, cały dom stał w ogniu - opowiada lokator mieszkania przy ul. Marusarzówny 3 w Gdańsku.
Gasili sąsiedzi
Pożar wybuchł przed godziną 11 na piątym piętrze dziesięciokondygnacyjnego budynku. - Wszędzie było pełno dymu, początkowo sami, razem z ludźmi, którzy tam mieszkali próbowaliśmy tłumić płomienie - mówi mieszkający na tym samym piętrze Ryszard Chmielowiec. - Laliśmy wodę wiadrami, jednak gdy płomienie zaczęły buchać na klatkę wszyscy uciekliśmy.
Żar
Gdy na miejsce przyjechała straż pożarna pożar szalał już w całym mieszkaniu. - Z powodu bardzo wysokiej temperatury, trudno było podejść do mieszkania od strony klatki schodowej - relacjonuje mł. kap. Mirosław Charytoniuk, dowódca strażaków.
Trudny dojazd
Ratownicy próbowali dojechać do płonącego mieszkania także od strony balkonów. Drogę zagrodziły im jednak liczne murki i schodki przed blokiem. Drabinę strażacką pod blok pchali gapie. Na miejscu pożaru pojawił się Zbigniew Dąbrowski, prezes spółdzielni "Morena". Zdenerwowanym mieszkańcom tłumaczył, że drożne dojazdy z każdej strony do wszystkich bloków będą wykonane w ciągu najbliższych dwóch, trzech lat.
Poszkodowani
Ewakuowano część najbardziej zagrożonych mieszkańców bloku. - Do szpitala zabraliśmy trzy osoby - mówi Dorota Maziuk, lekarka pogotowia uczestnicząca w akcji. - Poparzonego jednego z lokatorów płonącego mieszkania, starszą kobietę, która zasłabła i strażaka z oparzeniami twarzy. Wszyscy byli w stanie ogólnym dobrym. W ponaddwugodzinnej akcji brało udział łącznie 9 zastępów straży. Dym z płonącego mieszkania było widać w promieniu kilku kilometrów. - Zostało jedno wielkie pogorzelisko, chyba zbyt późno nas powiadomiono - tłumaczy jeden ze strażaków uczestniczących w akcji. - Na szczęście ogień nie przeniósł się na sąsiednie lokale lub kondygnacje.
Kto podpalił
- Z naszych wstępnych ustaleń wynika, że dziecko jednej z osób tego mieszkania bawiło się na balkonie zimnymi ogniami -wyjaśnia Leszek Cybula, zastępca komendanta komisariatu na Morenie. - Zaprószyło tam ogień, który błyskawicznie przeniósł się na inne pokoje. Wszystkie okoliczności pożaru wyjaśni jednak dochodzenie.
Mają schronienie
W wypalonym mieszkaniu mieszkało dziewięć osób. W pożarze stracili cały dobytek. - Od razu zdecydowaliśmy, że tymczasowo przydzielimy im mieszkanie - mówi Andrzej Budkiewicz, z-ca kierownika działu technicznego w spółdzielni "Morena". Pogorzelcy przenieśli się do identycznego lokalu, na parterze tego samego bloku. Fot. P. Świderski
Zobacz także:
zdjęcia z pożaru
Źródło: Dziennik Bałtycki (mart) |