Kilkadziesiąt osób przyszło we wrześniowy piątek do Domu Kultury Lokatorsko-Własnościowej Spółdzielni Mieszkaniowej "Morena" na spotkanie z reporterem "Dziennika Bałtyckiego". Opowiadali o problemach, jakie mają ze spółdzielnią, a których nie są w stanie sami rozwiązać.
Redakcyjne wizyty w spółdzielniach mieszkaniowych zaczęto od "Moreny" na której zachodzą burzliwe zmiany. Po odwołaniu prezesa Zbigniewa Dąbrowskiego trwa tam walka o władzę. Było to widać także na piątkowym spotkaniu, podczas którego salę domu kultury dekorowały transparenty o treści sugerującej, że władze spółdzielni okradają jej członków. Z drugiej strony narzekaniom spółdzielców przysłuchiwali się członkowie rady nadzorczej i zarządu spółdzielni, starając się odpowiadać na stawiane im pytania.
Dziki, opłaty, wybory zarządców - to problemy niejednej spółdzielni mieszkaniowej. O tym, jakie dominują w Lokatorsko-Własnościowej Spółdzielni Mieszkaniowej "Morena", można się było dowiedzieć w piątek podczas dyżuru reportera, jaki został zorganizowany w spółdzielnianym domu kultury.
Mimo że spotkanie przeprowadzono w godzinach przedpołudniowych, na sali brakowało wolnych miejsc. Część obecnych zgłaszała swoje indywidualne sprawy: jednej osobie przeciekał balkon, inna dla swojego niepełnosprawnego dziecka szukała miejsca w okolicznym przedszkolu. Pozostali przedstawiali problemy, które dotyczyły szerszej grupy mieszkańców, np. kwestię opłat za C.O. Większość obecnych na sali dostała bowiem zwroty przedpłat w wysokości kilkuset złotych.
- Skoro nam teraz oddają tak dużo, a zwykle było znacznie mniej, to znaczy, że przez lata brali od nas za dużo - padały głosy z sali.
Spółdzielcy nie wiedzieli nie tylko, jak są obliczane koszty ciepła. Dziwili się też wysokości wpisowego dla nowych członków spółdzielni oraz opłatom na utrzymanie telewizji kablowej i wysokości całego czynszu.
Krótka wymiana zdań dotyczyła również dzików, które u jednych wywołują strach, a przez innych są dokarmiane jako sympatyczne i niegroźne stworzenia.
Najwięcej czasu zajęła jednak dyskusja na temat zmian, które dokonują się ostatnio na "Morenie". Przypomnijmy: 30 czerwca Zebranie Przedstawicieli członków odwołało zarząd "Moreny" z prezesem Zbigniewem Dąbrowskim. Na jego miejsce na okres trzech miesięcy wyłoniono nowy zarząd. W tym czasie rada nadzorcza (złożona w dużej mierze z osób tolerujących przez lata pracę starego zarządu) miała przeprowadzić konkurs na nowego prezesa. W ciągu trzech miesięcy ta sztuka się nie powiodła.
1 października rada nadzorcza (z której do dziś odeszło pięciu członków z jej przewodniczącą Alicją Chorzelską na czele) wybierze więc nowy zarząd. Także "na chwilę", bo ma pracować raptem przez kolejne trzy miesiące. Tymczasem spora część delegatów na Zebranie Przedstawicieli (ZP) domaga się odwołania całej rady i powołania jej w nowym składzie. Dopiero ona wybrałaby nowy zarząd.
Według rady i zarządu, taka operacja jest niezgodna z prawem. - To jest skok na kasę - mówiła oklaskiwana przez spółdzielców Irena Białowieżec, komentując obecną walkę o władzę. - Podobnie było w latach 90., kiedy pod hasłami demokratycznych zmian rozkradano majątek spółdzielni. - Dajmy obecnym władzom czas - odpowiadał delegat na ZP, Andrzej Suchy. - Dopiero wtedy będziemy mogli je ocenić.
Na spotkaniu poza mieszkańcami, pracownikami i delegatami spółdzielni, pojawili się także przedstawiciele jej rady nadzorczej i zarządu. Od Bogdana Hegera, wiceprezesa "Moreny", zebrani dowiedzieli się, że w spółdzielni nadal nie ma głównej księgowej (podobnie jak dwie zastępczynie prezesa Dąbrowskiego zachorowała ona natychmiast po odwołaniu starego zarządu). Wiceprezes podał także termin następnego Zebrania Przedstawicieli, który wyznaczono na 22-23 października.
Redakcyjne wizyty w spółdzielniach mieszkaniowych są częścią prowadzonej przez "Dziennik" akcji pomocy ich członkom. W cotygodniowych piątkowych raportach są opisywane zagadnienia ważne dla spółdzielców oraz kontrowersyjne wydarzenia dotyczące ich spółdzielni. Poza tym, co piątek "Dziennik" odwiedza kolejne osiedla, aby na miejscu zapoznać się z problemami ich mieszkańców. Zgłoszone sygnały są przekazywane zarządom spółdzielni, zmuszając je do reakcji. Część spraw trafia na łamy gazety.
Ponieważ dyżur odbył się w godzinach przedpołudniowych, "Dziennik" postara się go powtórzyć w porze dogodniejszej dla pracujących mieszkańców. Jeszcze w tym tygodniu gazeta zamierza namówić władze "Moreny" do zorganizowania spotkania z mieszkańcami, na którym obecni zarządcy odpowiedzieliby na wiele kwestii poruszonych na redakcyjnym dyżurze.
Źródło: Dziennik Bałtycki (Piotr Kławsiuć) 2004-09-27 |